Co składa się na 89 drobiazgów

Otwieramy Nowy Złoty

W galeriokiosku Nowy Złoty przedstawiłem instalację 89 drobiazgów. Lubię czytać o procesach techniczno-ideowo-decyzyjnych, które doprowadziły do powstania różnych rzeczy, więc spisałem również swój proces, żeby móc go przeczytać.

Na wystawę – zgodnie z tytułem – składało się 89 różnych niewielkich przedmiotów: asortyment kiosku. Wykonałem je metodą chałupniczą i tradycyjną, tzn. przez narysowanie ich kredkami na kartce z bloku technicznego, a następnie wycięcie i sklejenie. Proste, a skuteczne.

Moim pierwszym pomysłem było namalowanie ich na płótnach w różnych drobnych rozmiarach. Jednak nie udałoby mi się ich zrobić dostatecznie wielu w ograniczonym czasie, a kiosk z dwunastoma produktami to żaden kiosk. Zależało mi, żeby asortyment był bogaty. Kiosk to świat, a świat to wielkie nagromadzenie towarów. Uznałem zatem, że produkcja opakowań z papieru i kolorowanych kredkami to rozwiązanie adekwatne i ekonomiczne (sic!). Poniekąd także ekologiczne.

Wykonywałem od 3 do 5 opakowań dziennie, więc zgodnie z planem zrobiłem całość w 4 tygodnie. Pod koniec pracy produkowałem opakowania z dużymi płaszczyznami jednego koloru (np. butelka oleju silnikowego) albo w ogóle bez koloru (np. szampon dla psów), bo czas gonił, a mnie już szlag trafiał od tej żmudy. Towar gorszy wypiera lepszy.

Opakowanie zrobione kredkami wygląda jakby długo stało w witrynie: kolory są wątłe, kontury niewyraźne. Towar zmontowany klejem biurowym rozpada się, traci formę, wygląda nieelegancko, jakby zalegał w piwnicy. Oto chodziło. Są to skamieliny produktów tak jak nieczynny kiosk jest reliktem z epoki drobnego handlu. Sklep zamienił się w galerię, towary zamieniły się w wydmuszki, a wkrótce zamienią się w nic. To także prawda towaru.

Zbiór rzeczy jest teorią na ich temat: choć nie zawsze wiemy jaką. Mózg myśli którędy chce. W tym przypadku dobór elementów zbioru przebiegał metodą zmyślonej biografii. Wymyśliłem mężczyznę, niegdyś oddanego komunistę, a później – po upadku obiecującego reżimu – pogrążającego się w depresji kioskarza. Przedmioty w jego sklepie to nie tylko rzeczy na sprzedaż, ale także jego przedmioty osobiste, zebrane z różnych lat ideowej i materialnej transformacji. Z młodości zostały mu pozycje o osiągnięciach nauki radzieckiej, z okresu średniego wizje Rzeczpospolitej Rakowskiego i Jaruzelskiego, a później wjechał już zgorzkniały konserwoliberalizm, czasopisma o strzelbie i cienki jak gazetka kodeks pracy.

Produkty odpowiadają różnym perypetiom rzeczonego pana oraz naszej wspólnej gospodarki narodowej. „Detektyw” przypomina o przestępczości lat dziewięćdziesiątych, serek Piątnica o potędze spółdzielczego przemysłu mleczarskiego, który przetrwał transformację, a „Gazeta Wyborcza” o liberalnej niechęci wobec pracowników i pracownic państwa. Niektóre rzeczy o niczym nie przypominają, bo nie wszystko jest kwestią publiczną, np. zestaw cążek i pilników. Z drugiej strony, każdy ma taki zestaw, więc nie jest on całkiem prywatny. Różne ciekawe opowieści można snuć na temat „Młodego Technika”, mydła Biały Jeleń czy papierosów Davidoff, a inne jeszcze, jeśli zestawić je z tabletkami na wzdęcie bądź umieścić obok farelki. Można sobie z nich wymyślić własnego człowieczka.

Zauważono, że niewiele jest kobiet w produktach: zgadzam się. Polska myśl polityczna i jej kioskowa reprezentacja to męskocentryczny rezerwat. Kobieta ma ozdabiać opakowanie albo ma jej nie być. Fakt, że nie umiem i nie chcę rysować ludzi, to dodatkowy argument.

Ktoś mógłby pomyśleć – i były takie osoby – że cała ta wystawka ma charakter wspomnienia po nieodżałowanej kioskowości. Jeśli mogę coś na ten temat powiedzieć, to wcale tak nie było. Kiosk interesował mnie jako nośnik opowieści o budowaniu wspólnoty politycznej poprzez wzory konsumpcji. Historia gospodarki jest ciekawa, bo określa historię myślenia. Jasne, przemijanie kiosków to także element tej opowieści, ale nie uważam, by było za czym tęsknić. Są smutniejsze rzeczy na świecie niż rdzewiejąca stalowa buda. Towary niech się porozklejają i wyblakną.

Po robocie

Dodam, że honorarium za wystawę przeznaczyłem na wsparcie ukraińskiej armii. Dobrze, kiedy sztuka służy dobru, choć wcale nie musi tego robić formą ani treścią.


Zdjęcia z otwarcia wystawy zrobił Bartek Sadowski.