Jak realizowałem, a nie jak zrealizowałem, bo czekam na akceptację ostatecznego raportu z wykonania: może nie zrealizowałem?
Otóż w grudniu 2021 roku do systemu OSF wprowadziłem ostatnie zmiany do podsumowania grantu SONATA, który „realizowałem” w latach 2016-2018. Dlaczego tak późno? Zacznę od początku…
Na początku 2014 roku obroniłem doktorat, więc straciłem ubezpieczenie i stypendium za pracę dydaktyczną (1200 złotych). Nie mogłem znaleźć żadnej konkretnej pracy, pisałem jakieś raporty, prowadziłem okazjonalne szkolenia – z takim sobie skutkiem. Historia konta donosi, że zarabiałem w tym czasie 1500 miesięcznie – średnio, bo w niektórych miesiącach nie zarabiałem nic. Płaca minimalna netto wynosiła w tym czasie 1250 złotych, więc nie było najgorzej, problemem była niepewność wpływów, brak ubezpieczenia i tak dalej, w tym poczucie beznadziei i bezradności. Było wtedy modne słowo „prekariusz” i czułem się właśnie takim kimś. W 2015 sprzedałem na Allegro dyplom doktorski za 315 złotych, które wydałem na przeprowadzkę do Warszawy. Po pół roku poszukiwań w GUS-ie zaoferowano mi etat z płacą 1500 na rękę, umowa o pracę, stabilna sytuacja. Sukces w wielkim mieście.
Rozmowę o pracę odwołałem, bo dostałem wiadomość, że mój projekt badawczy pt. „Związki i sieci. Protesty pracownicze w Polsce 2004-2016” otrzymał finansowanie z Narodowego Centrum Nauki w ramach programu SONATA (dla młodych naukowców)! Wow! Nie pamiętam, czy się tego spodziewałem, raczej nie. Wniosek został odrzucony wcześniej dwa razy, więc przycinałem go i modelowałem pod anonimowych recenzentów, którzy chuja wiadomo czego chcieli, jedni tego, drudzy czegoś odwrotnego. Krytyka dotyczyła „wygórowanych” warunków pracy: zatem przyciąłem pensję (z 3000 do 2600 netto, więc i tak spory awans), wydatki, koszty administracyjne oraz – przede wszystkim – skróciłem okres finansowania do 2 lat (maksimum to 3 lata). Grant uznaje się za zrealizowany, jeśli zostanie zakończony publikacją „o zasięgu międzynarodowym”. Dobry boże, wrócę do tego później.
O czym traktował projekt? Ech… W skrócie chodziło o to, że oficjalne dane tego nieszczęsnego GUS-u pokazują bardzo niską aktywność strajkową w Polsce, a ja postawiłem hipotezę, że jest to artefakt badawczy, bo związki są bardziej aktywne, tylko ich działania nie są rejestrowane. Dowieść tego miałem przez przeczytanie wszystkich egzemplarzy „Gazety Wyborczej”, „Rzeczpospolitej” oraz archiwów Polskiej Agencji Prasowej z lat 2004-2016, wynotowanie protestów pracowniczych, następnie skonstruowanie z tego bazy danych oraz jej analizę i przygotowanie publikacji. Miałem na to dwa lata. Było kilka fajnych badań tego rodzaju (zob. Franzosi 1995, Ekiert i Kubik 2001, Silver 2003), ale nic współcześnie współczesnego. Metoda nazywa się protest event analysis i używałem jej wcześniej w badaniach skrajnej prawicy z Danielem Płatkiem. Miałem również skromną nadzieję, że badania przydadzą się do czegoś ruchowi związkowemu, naszej nadziei na sprawiedliwy świat… Ech… Nie wracajmy do tego.
Aha, grant obsługiwała Fundacja Socjometr prowadzona przez moich kolegów Konrada i Adama. NCN nie znalazł dla nas miejsca na szkoleniach dotyczących administracji projektami. Człowiek najlepiej uczy się na błędach, w efekcie jedną czy dwie pensje musiałem zwracać. Chłopcy ogarnęli sprawę profesjonalnie i jestem im bardzo wdzięczny, mam nadzieję, że raport przejdzie i nie będę musiał oddać całości finansowania, bo splajtuję.
Zasadnicza część grantu to byłem ja siedzący przed komputerem i przeglądający 8 godzin dziennie elektroniczne archiwa gazet, a następnie kodujący je do bazy, a następnie jebiący się z tą bazą, z której nie dało się wycisnąć żadnego sensownego wniosku. Nabawiłem się od tego łokcia tenisisty czy zespołu cieśni nadgarstka i nie mogłem używać myszki. Mimo tego, zbieranie danych było przyjemne i spokojne. Pierwszy etat w życiu, człowiek jest zadowolony, gdy za oknem ma drzewo.
NCN sfinansował mi również wyjazdy na trzy albo cztery konferencje. Niczego mądrego się nie dowiedziałem, zwiedziłem Ateny i Manchester, to akurat super, ale konferencje to nuda i gówno, strata czasu i pieniędzy. Nie chce mi się słuchać referatów siedząc w ławce. A to tylko pierwszy (#1) z wielu argumentów na rzecz tezy, że nie nadaję się na naukowca.
W ramach projektu wymęczyłem trzy publikacje. Dwie, które uważałem za całkiem ok, zagraniczne czasopisma odrzuciły pisząc, że dotyczą spraw lokalnych i nie zainteresują szanownej publiczności. Promotor doktoratu, Krzysztof Gorlach, powiadał, że „lokalne” jest to, co wydarza się poza Europą Zachodnią, Stanami i ich byłymi koloniami. Niestety, faktu, że Polska jest wasalem USA redakcje nie uwzględniły 🙁 Tak czy inaczej, stwierdziłem, że konstrukcja uniwersalizującego przekazu naukowego jest ważną kompetencją, której nie posiadam, zatem nie nadaję się na naukowca (argument #2). Skąd zresztą miałbym ją mieć? To mój pierwszy projekt badawczy, nikt nigdy nie uczył mnie pisania tekstów do zagranicznych czasopism. Teksty posłałem do „Polish Sociological Review”. Czy to wystarczająco międzynarodowy periodyk? Nie wiem.
Sam ten proces pisania, wymęczania, później jebania się z recenzjami tekstu, później jeszcze odsyłanie… Ech… Początek jest okej, kiedy pracujemy nad danymi, zarysowujemy strukturę tekstu, rozwijamy tezy. Ale im dalej w tekst, tym więcej czasu poświęca się pojedynczym zdaniom czy akapitom. Naprawdę nie chce mi się tego robić (#3). Żeby jeszcze ktoś to później czytał albo się tym interesował, to może. Albo gdyby język i formuła współczesnego tekstu socjologicznego nie były tak drętwe, to może pisanie dawałoby kroplę spełnienia. Nie daje.
Czy warto było za to wszystko płacić? Owszem, czemu nie, państwo powinno wydawać pieniądze, więc czemu nie akurat na naukę? Inna sprawa, że nakłady tej wysokości i w tej formie nic dobrego nie wygenerują. Nie uważam, żeby dało się zrobić sensowne badania w dwa lata bez wsparcia instytucjonalnego, to jest praca chałupnicza. Zdezelowane studia doktoranckie, które nie przygotowują do pracy naukowej. NCN, który przycina kasę w kretyński sposób i każe robić badania z drutu. Bez Library Genesis i Sci-Huba nie ma możliwości, by uprawiać naukę „o zasięgu międzynarodowym” w Polsce. Po co komu taka nauka?
Mnie, żebym miał z czego żyć.
W procesie realizacji grantu moja chęć bycia socjologiem została wyparta przez świadomość, że nie mam warunków (infrastrukturalnych i osobistych), by nim skutecznie być (#4). Świadomość jest zawsze dobra, zatem dziękuję Narodowemu Centrum Nauki i jego dyrektorowi Zbigniewowi Błockiemu za doprowadzenie mnie do tego wniosku. Humor mam dobry, a ewentualny żal czy smutek w tym tekście to zabieg stylistyczny.
Pracę w grancie zakończyłem przepisowo w marcu 2018 roku. Odłożyłem kasę na jakieś 3-4 miesiące życia i miałem nadzieję, że uda się prędko znaleźć robotę, planowałem nawet zostać programistą i zajebiście zarabiać. Ech… O tym opowiem w następnym odcinku.
Publikacje z projektu
Przystępne (acz niedostępne) podsumowanie moich badań ukazało się w „Nowym Obywatelu” 29/2019. Tekst leży za kłódką dla subskrybentów, więc kiedyś umieszczę go na blogu. Piszę tam, że GUS faktycznie nie donosi o wszystkich strajkach i protestów pracowniczych jest kilka razy więcej, ale są one chaotyczne i reaktywne. Przyczyną jest antypracownicze prawo, wyczerpanie związkowców i lęk przed utratą pracy, ale też brak namysłu nad tym, jak powinny działać związki.
Palęcka, Alicja, Piotr Płucienniczak. 2017. Niepewne zatrudnienie, lęk i działania zbiorowe. Trzy wymiary prekarności. Kultura i Społeczeństwo, 4: 61–81.
Porządkujemy tutaj stan badań nt. prekarności itd. Mrozowicki z zespołem zaproponowali później inną terminologię, więc nie ma o czym mówić.
Palęcka, Alicja, Piotr P. Płucienniczak. 2020. We’re in This Together: Framing Contest over the Precariat in the Third Sector in Poland. Polish Sociological Review 212 (4): 461–75.
W 2015 „Inicjatywa Pracownicza” próbowała założyć komisję środowiskową pracowników organizacji pozarządowych i zastanawiamy się, czemu to nie wypaliło. Twierdzimy oto, że prekariat to zbyt szerokie pojęcie, by coś ugrać nim w prekarnym sektorze.
Płucienniczak, Piotr P., Katarzyna Rakowska, Daniel Płatek i Dariusz Szklarczyk. 2022. Beyond Strikes? Regime and Repertoire of Workers’ Protests in Poland 2004-2016. Polish Sociological Review 218 (2): 169-186
Ten artykuł również ukazał się w „Polish Sociological Review”. Weryfikujemy w nim negatywnie hipotezę, że protesty pracownicze w Polsce zmieniają się z modelu praw pracowniczych na model praw obywatelskich. W sumie to podsumowanie całego projektu, zebranie wątków, dużo wykresów.
Śpij słodko, aniołku, do widzenia.